Robi się ciepło, w podskokach zbliża się lato, wakacje. Wytrwale robisz formę, może już ją masz (brawo!). Ciężkie treningi plus cardio, dieta, czyste jedzenie. Starasz się kontrolować, nawet kiedy jesz poza domem, żeby nie zjeść za dużo, nie przejeść się i żeby makro się zgadzało. Pięknie! Znam to! A Ty?
Na samą natomiast myśl o wakacjach, czujesz przyjemne mrowienie rozkoszy… ODPOCZYNEK. Wreszcie! Ale… od czego odpoczywasz? Od pracy, obowiązków – to oczywiste, to mieści się niemal w definicji odpoczynku.
Ale czy nie pragniesz też odpocząć od diety? Od treningów?
Od wysiłku i dyskomfortu jaki powoduje ( nie ukrywajmy, dobry trening z a w s z e ! wiąże się z pewnym dyskomfortem ) ciężki trening, przekraczanie pewnych granic, stawiania sobie nowych wyzwań.
Rzucasz się w ten odpoczynek, z całym cudem leżenia, jedzenia, picia (bynajmniej nie wysoko-zmineralizowanej wody) i nic nie robienia. Wszystko bez ograniczeń.
Nie muszę Cię chyba przekonywać, że po takich dwóch tygodniach, po formie zostaną tylko mgliste wspomnienia, i nierzadko wyrzut sumienia – gigant.
Co więc zrobić, żeby cieszyć się urlopem, nie popadać w skrajności, a jednocześnie nie zwariować i jednak, pozostać, w dobrej kondycji. Fizycznej i psychicznej.
Przygotuj śniadanie. SAMA!
Kiedy nie jesteś na ‚all inclusive’ ( co samo w sobie wydaje mi się być zgubne. Jak, no jak sobie tych wszystkich pyszności odmawiać!?). Ja nigdy nie jestem, stąd ten podpunkt.
Kosztuj lokalnych produktów, zrób zakupy na targu lub w lokalnym sklepie. Rano, przygotuj piękny posiłek. Zaparz dobrą kawę. Nasze śniadania na wyjazdach zawsze wyglądają podobnie.
Obowiązkowo jaja w postaci jajecznicy albo sadzone, lokalne wędliny (prosciutto, chorizo, speck itd), miejscowe sery i warzywa. Najczęściej są to pomidory, które smakują słońcem i oliwki. Wszystko z dobrą oliwą.
Uwierz, takie śniadanie jest przepyszne, szczególnie jedzone na słońcu, w przyrodzie. Nie musisz jeść ciastek i croissantów, jedz dobrze i do syta, ale wybieraj odżywcze produkty, a odrzuć te, które odrzucasz też na co dzień (słodycze, pszenica).
Wybieraj mądrze!
Jedząc w knajpkach i restauracjach wybieraj mądrze. Naprawę, wymówka, że jedząc na mieście nie da się jeść zdrowo jest słaba… W lokalnej tawernie weź rybę z ziemniaczkami, albo paellę z owocami morza – jest dużo białka, jest bez glutenu, jest lokalnie. Zamiast spaghetti czy pizzy wybierz kawałek mięsa z warzywami.
Spróbuj miejscowej zupy, zjedz deser z owocami zamiast ciasta. Naprawdę się da!
Odnajdź w sobie ciekawość świata,
Odkrywaj, zwiedzaj, obudź w sobie odrobinę dziecka. Rozejrzyj się, pokontempluj, przyjrzyj się ludziom, posłuchaj jak rozmawiają, p o r o z m a w i a j z nimi! Nie skupiaj się tylko na sobie, na tym, że tak zjadłabyś do kawy ciastko, a nie możesz.
Otwórz się na nowe doświadczenia, to najpiękniejsze co możesz zrobić! Pogub się w uliczkach starego miasta, wejdź w podwórze, jeśli Cię zaintrygowało. Zaufaj swojej intuicji. Przede wszystkim – rusz się! Nie poznasz innej kultury siedząc w hotelu.
A przy okazji – spalisz kalorie, zgłodniejesz, równowaga energetyczna ma szanse zaistnieć.
Wyzwalaj radość z ruchu!
Nie namawiam tutaj bynajmniej do bawienia się w ekstremalne sporty (choć sami na wakacjach zawsze się wspinamy i biegamy) jeśli tego nie chcesz. Namawiam za to gorąco, to poszukania w sobie radości z r u c h u.
Może radość sprawi Ci pływanie w krystalicznie czystej wodzie? Dalej, nurkowanie? Może pójdziesz na trekking? Może, tak jak ja, radość sprawi Ci bieganie? Rano, kiedy wszystko śpi, albo o zachodzie słońca, kiedy światło jest tak piękne. Może znajdziesz coś tylko swojego, wyjątkowego.
A może, chociaż, zamiast leżeć na plaży pójdź sobie na spacer mocząc stopy…
Wyluzuj i ciesz się życiem…
Po prostu wyluzuj. Przestań się spinać i zrelaksuj mózg. Wsłuchaj się w siebie. Zjedz do kawy ciastko jeśli czujesz, że to to, czego potrzebujesz. Jeśli robisz coś okazjonalnie, na pewno Ci to nie zaszkodzi.
Ważne jest, jak wygląda kwestia na poziomie nawyku. Wypij piwo w schronisku jeśli podczas trekkingu w górach masz na nie dziką ochotę. I co najważniejsze – ciesz się tym wszystkim, delektuj się, bądź uważna.
Nastaw się na bycie w zgodzie z sobą. Nie walcz, nie kontroluj, odpuść sobie żelazną dyscyplinę, jeśli masz ją na co dzień.
I wiesz co? Ja na wakacjach, nawet super aktywnych, zawsze zalewam się troszkę tkaną tłuszczową. Wiem, że tak będzie – i trudno. Wiem też, że po powrocie wracam do żywieniowych nawyków, i nadmiar (plus to, jak naciągniemy wodą) szybko zejdzie. Zawsze schodzi. Uwierz!
Otwórz oczy i umysł. Udanych wakacji!
Natalia Rusinowska Trener Personalny / Dietetyk
Więcej takich artykułów znajdziecie TUTAJ.
Dyscyplina i wieczne wyrzeczenia do końca życia? Serio tak to wygląda na co dzień? Przecież to smutne. Zawsze uważać na to, co się je i pije, żeby przypadkiem nie wpadł dodatkowy kilogram? Przecież to nie jest życie. Jeśli odżywiamy się zdrowo lub w miarę zdrowo na co dzień, plus dużo się ruszamy – wszystko działa jak należy i nie trzeba się narażać na dodatkowy stres związany z naszym wyglądem. Myślę, że w życiu nie brakuje innych stresów. Jeśli człowiek ma do zaoferowania coś więcej, niż tylko swój wygląda, życie nie musi być wieczną udręką pod kątem (nie)jedzenia.