Z Michałem Cierlicą – ekspertem i blogerem Stopnadwadze.pl, pasjonatem sportu w ogólności, a biegów, Windsurfingu i Street Workoutu w szczególe, rozmawiamy o motywacji, 4 latach ćwiczeń, zacięciu, samotnych treningach i tym jak w sporcie odnaleźć nie tylko radość, ale też sposób na życie.
Stopnadwadze.pl: Michał, zacznijmy może od końca. Ile teraz trenujesz, jak często?
Michał Cierlica: 1 września 2014 roku minęły dokładnie 4 lata regularnych ćwiczeń. Co do częstości – trzymam zasadę nie mniej niż 3, nie więcej niż 5 treningów tygodniowo.
A co jest Twoim numerem jeden, jeżeli chodzi o treningi?
Gdybym miał wybrać jedną konkretną aktywność fizyczną (spośród kilku, które uprawiam) – chyba… byłoby to bieganie. Na pewno bieganie.
Wiem, bo kiedyś się wysypałeś, że nie zawsze byłeś rączy jak sarenka, sport nie był taki ważny w Twoim życiu?
A myślałem, że to nasza słodka tajemnica… i się wygadałeś!! No nic – opowiem w dużym skrócie jak to było. Otóż sport był od zawsze obecny w moim życiu i raczej należę do aktywnych i żywych osób. Mój „upadek” nastąpił jakoś po ukończeniu ogólniaka, trochę zbiegło się to z nową pracą i rozpoczęciem studiów. Jako „świeżak” trafiłem prosto do korporacji i sport odszedł trochę na dalszy plan. Pojawiły się nowe znajomości, świat imprez i baletów, niezdrowe jedzenie (w ilościach bardzo nieprzyzwoitych). Dołóż do tego pracę na zmiany (również w godzinach nocnych), weekendy w szkole i jakoś się człowiekowi odechciewało czegokolwiek poza spaniem i jedzeniem. I tak generalnie trwałem w takim stanie grubo ponad 2 lata. 2 lata totalnej stagnacji, które spowodowały, że ze smukłego nastolatka zmieniłem się w spaślaka z nadwagą w postaci kilkunastu kilogramów czystej masy tłuszczowej.
Kiedy postanowiłeś, że to się zmieni?
To był chyba sierpień 2010 (ależ mam pamięć do dat!) – skręciłem wtedy dość poważnie kostkę przy kopaniu w piłkę i cały miesiąc siedziałem, a raczej leżałem przykuty do łóżka. Czara się przelała – stwierdziłem, że trzeba coś zmienić. Raz, że nie mogłem już na siebie patrzeć (nie, że byłem jakoś bardzo gruby, ale po prostu spasiony), dwa rozpierała mnie energia z którą nie bardzo miałem co robić, trzy – mój znajomy, a raczej Wujek Krzysiek zawsze mnie nakręcał na ćwiczenia i finalnie cztery – w pracy pojawiła się możliwość wykupu karty Multisport, która cholernie się opłacała.
Ciężko było na początku, miałeś chwile zwątpienia?
Myślę, że nie. Jakoś od razu wciągnąłem się w wir ćwiczeń i świat fitness’u powoli przenikał do moich żył. Zwątpień w tym obszarze nie mam do dziś
Jak Ci udało wytrwać w postanowieniu?
Odpowiem krótko: myślę, że to trochę kwestia mojego charakteru – jak coś robić, to robić dobrze i porządnie. I nie sądzę, aby było to postanowienie. Taki bardzo trywialny impuls – czas na zmianę w życiu.
A czy zdarzyło Ci się szukać wymówek?
Nigdy. Ani razu, odkąd ćwiczę, nie poszedłem na trening bo „mi się nie chciało lub coś tam”. Absencja na treningu wynikała tylko z siły wyższej – choroba, ważne wydarzenie w życiu lub po prostu coś, co nie pozwoliło mi akurat w tym dniu iść.
Kiedy patrzysz na to z perspektywy czasu, co było najtrudniejsze?
Trudne pytanie. Wielu pewnie się spodziewa odpowiedzi w stylu „najtrudniejsze było wytrwać, bo kryzys, bo zwątpienie”. Nie. Dla mnie – patrząc faktycznie wstecz – najtrudniejszą rzeczą było znaleźć ten rodzaj ćwiczeń, który mnie bezwarunkowo kręci i w którym chce się poważnie rozwinąć. Przez te cztery lata próbowałem wielu rzeczy – boksu, MMA, Kettlebell, Krav Maga, biegania, treningu typowo kulturystycznego, kolarstwa i jeszcze innych rzeczy o których już pewnie nie pamiętam.
Porozmawiajmy teraz, o tym, czego szuka bardzo wiele osób – o motywacji. Jak radziłeś, zwłaszcza na początku, by zmotywować się do treningów?
Ktoś kiedyś powiedział – „motywacja jest tym, co pozwala zacząć ; nawyk tym, co pozwala wytrwać”. Jak się motywowałem? Po prostu chciałem wrócić do punktu wyjścia i odpracować te jedno wielkie zaniedbanie jakie sam sobie zafundowałem. Wyrównać rachunek. Nie ćwicząc, źle się czułem. Tak psychicznie i życiowo. Wiecznie zmęczony, szary, i jakiś bucowaty. Jak tylko zacząłem regularnie trenować – wszystko się cholernie zmieniło, na plus oczywiście. Wiesz, można dorabiać sobie górnolotną filozofię aby się motywować – w internecie jest pełno memów, motywatorów i filmików. Ale to nie o to chodzi. Jedni się motywują swoim wyglądem w lustrze, inni, wrzucają wyniki z endomondo na fejsa, jeszcze inni walą popularne selfie z gołą klatą. Każdy sposób motywacji jest dobry, o ile jest dla nas – subiektywnie – skuteczny. Więc – kończąc, czym się motywowałem? Tym, że treningi to najlepsza inwestycja w siebie. Na lata. Nie będę pisał dlaczego, przekonajcie się sami!
Lepiej wyznaczyć sobie daleki cel, czy cieszyć się z małych kroczków?
Oj, małe kroczki, zdecydowanie. Żadnych dalekich celów i długofalowego planowania. Trzeba skupiać się na każdym treningu aby był jak najlepszy. Małe „sprinty” tworzą olbrzymie efekty.
Czy teraz, przy tej ilości treningów, też potrzebujesz motywacji?
Trochę to będzie kontrowersyjne, ale nie. Nie mam już motywacji do ćwiczeń. Obecnie jest nawyk, pewne uzależnienie (pozytywne rzecz jasna). Tak bardzo to weszło w krew, że nie jestem w stanie bez treningów normalnie funkcjonować. Muszę iść na trening!
Jak ważny jest dla Ciebie sport?
Był ważny, ale teraz stał się jedną z większych wartości w życiu. Jest to coś, co kocham – pomimo tego, że uprawiam to na bardzo amatorskiej płaszczyźnie. Wręcz hobbystycznej. Na blogu kiedyś napisałem: „Sport uczy pokory, dyscypliny, samozaparcia. Obojętnie, czy jest uprawiany amatorsko czy zawodowo. Jest w tej całej otoczce sportu i aktywnego trybu życia pewien odgórny, szczytny cel. Pierwiastek energii, która drzemie w każdym z nas. Aby się nie poddać, stawiać czoła przeciwnościom. Łamać swoje granice, pnąć się wyżej, dalej, mocniej.”
Czy lepiej motywować się samemu, czy korzystać z pomocy przyjaciół, znajomych, trenera?
W mojej ocenie – jeśli nie potrafi się motywować sami to nikt nam nie pomoże. A jeśli pomoże, to na 5 minut. Trzeba się samemu tego nauczyć i znaleźć sedno sprawy.
Jeżeli ktoś by Ciebie zapytał – jak „zmusić się do treningów”, to co byś mu powiedział?
Po pierwsze – zmień rodzaj ćwiczeń. Może to nie jest to, czego oczekujesz, szukasz. Jeśli mimo to zmiany nie pomogą i wciąż się zmuszasz, to istnieje spore prawdopodobieństwo że trenowanie czegokolwiek nie jest po prostu dla Ciebie. I nie ma w tym nic złego. Nie każdy musi lubić się pocić, męczyć i rozwijać fizycznie. To ma być przyjemność i frajda, coś co daje uśmiech na twarzy. Jeśli tak nie jest – czas na rachunek sumienia.
A jak zwalczyć wymówki, typu: dzisiaj pada, dzisiaj jestem zmęczony, jutro zrobię dwa razy tyle?
Jeśli pada – weź waterproof softshell, pomaga. Jeśli jesteś zmęczony – odpuść, dziś nie jest ten dzień. Jutro zrobisz dwa razy tyle? Bardzo dobrze, w końcu wczoraj nie zrobiłeś nic. A tak na serio – jeśli się coś kocha to wymówek nie ma. A jeśli są – trzeba bardzo przewartościować czy chcemy to robić i czy to nie jest przypadkiem moment aby coś zmienić w swoim planie treningowym.
Opowiedz o jednej ze swojej pasji – bieganiu. Co ci dało tak naprawdę bieganie, dlaczego warto zacząć biegać?
Fizycznie – nie ma drugiej takiej aktywności fizycznej która wszechstronnie rozwija nasz organizm. Bieganie angażuje wszystko – mięśnie, ścięgna, serce, płuca i resztę tej całej machiny. Budujemy wytrzymałość i wydolność, wzmacniamy cały organizm i jego odporność. Psychologicznie – pozwala odpocząć i odetchnąć. W ciągu biegu jestem sam ze sobą z ulubioną muzyką na uszach i to czas tylko dla mnie. Na przemyślenia, problemy, wnioski, plany. Nikt mi wtedy nie przeszkadza. Każdy bowiem ma taki swój malutki świat, gdzie chce i lubi być tylko sam ze sobą – ja wchodzę do niego biegając. A co bieganie dało? Na pewno gigantyczną wydolność i setki godzin filozoficznych przemyśleń.
Czy przygotowujesz sobie jakieś plany treningowe?
Nie. Mój plan treningowy powstaje na 30 sekund przed treningiem!
Wiem, że bardzo dużo ćwiczysz sam – wiele osób pewnie chciałoby mieć tyle samozaparcia, by regularnie trenować samemu. Co jest najważniejsze w tego typu treningu, jak to zrobić, by się szybko nie poddać?
Fakt – wymaga to sporej dyscypliny i zorganizowania. Lubię trenować sam, aczkolwiek nie stronię od treningów z ludźmi – wręcz przeciwnie. Sam się dużo uczę i inni uczą się też ode mnie. Jak się nie poddać, jak to zrobić? Prosto – dobra muzyka na uszy, zaciśnij zęby i pokaż sam sobie, że potrafisz. Udowodnij sobie, że Cię stać i jesteś twardy. Niech boli, niech będzie nieprzyjemnie, niech pociekną krew pot i łzy. Aby się rozwijać trzeba łamać granice komfortu psychicznego w trakcie treningu. Jeśli sam na sam nie dasz z siebie wszystkiego – w treningu z przyjaciółmi zostaniesz w tyle!
Zapytam Cię jeszcze o Twoją nową pasję – Street Workout? Co to jest i z czym to się je?
Generalizując nie jest to nic nowego – przynajmniej w aspekcie technicznym. To tak naprawdę gimnastyka klasyczna przeniesiona na warunki uliczne – na plac zabaw, na outdoor’ową siłownię czy gdziekolwiek gdzie można się na czymś bezpiecznie uwiesić. Dużo tutaj podciągania, pompowania, fiku-myku na poręczach i innych zabaw w dziwnych pozycjach.
A jak wpadłeś na to, żeby uprawiać tę dyscyplinę?
Nie będę oryginalny – kiedyś zobaczyłem znany filmik „Hannibal for king” i wstrząsnęło mną to, co ten facet robił. Płynność, dynamika, gracja i perfekcjonizm w ruchach. I wtedy się w tym nieświadomie zakochałem, lecz trochę czasu musiało upłynąć nim się do tego przygotowałem – fizycznie i mentalnie. I pewnego dnia stwierdziłem – zaczynamy zabawę. I jakoś się kręci.
Skąd czerpiesz inspiracje, gdzie szukasz pomysłów?
Internety oraz znajomi z fitness club’u, do którego regularnie uczęszczam. Mamy tam taki „crossfit corner” gdzie obserwuję co niektórzy tam wyczyniają. Nie ukrywam, że inspiracją są dla mnie ludzie – z reguły ćwiczę z lepszymi ode mnie i na tym właśnie polega nauka, czerpanie inspiracji.
Kiedy widzimy filmy na YouTube, wszystko wydaje się bardzo skomplikowane i, co tu dużo mówić, wymaga olbrzymiej siły. Czy osoby początkujące też znajdą coś dla siebie?
Zakładam, że pytasz o street workout i bodyweight training. Uwierz mi – to nie jest nic czego osoba mająca chociaż by najmniejsze doświadczenie w treningach nie jest w stanie zrobić, przynajmniej w kwestii podstawowych ćwiczeń. Oczywiście, są figury wymagające przełamania pewnych barier psychicznych i siłowych– przykładowo back lever. Na wszystko jednak trzeba czasu i pewnej wprawy, częściej po prostu opanowaniu poprawnej techniki i aż zdziwić się można jak niektóre ćwiczenia są proste. SW bazuje na podciąganiu na drążku, pompach (klasycznych i na poręczach) i mocnym brzuchu, więc jeśli ktoś chce zacząć – sugeruję do przysłowiowego „porzygu” powtarzać te ćwiczenia właśnie.
Co jest największą zaletą Street Workoutu?
Rozkładając na czynniki pierwsze: bezpieczeństwo (ćwiczymy na ciężarze własnego ciała więc ciężko sobie coś naderwać), różnorodność (każdy znajdzie coś dla siebie, spektrum ćwiczeń jest gigantyczne) oraz wszechstronność (rozwija siłę, wytrzymałość i dynamikę). Kwestia wtórna to rzeźbienie naturalnej i proporcjonalnej sylwetki oraz widowiskowość.
Jakby ktoś się zapytał – Michał, jak „znaleźć motywację do treningu”? Co byś odpowiedział?
Życie nie polega na szukaniu siebie. Życie polega na tworzeniu siebie. Pamiętaj, nic tak nie modeluje charakteru jak sport.
Czego teraz możemy się spodziewać na blogu, który prowadzisz na Stopnadwadze.pl?
Jestem w trakcie opracowywania krótkich filmików „how to” – czyli jak prawidłowo wykonać konkretne ćwiczenie plus jak zwykle wiele ciekawych, nie raz kontrowersyjnych tekstów. Myślę, że na ten moment taka forma bloga jest OK – w końcu istnieje on dopiero rok i na razie jeszcze nie jest to czas na większe zmiany.
Bardzo fajny artykuł. Czekam na więcej, tymczasem czas na trening 🙂