Zdrowe odżywianie zaprząta dziś głowy nie tylko fit-celebrytek, ale też zwyczajnych, polskich kobiet – matek, żon, córek, oraz mężczyzn, którym zdrowie nie jest obojętne. Pragniemy nie tylko sami osiągać swoje cele poprzez stosowanie diet odchudzających, ale także edukować swoich najbliższych w tym zakresie i naprawiać swoje błędy żywieniowe. Aby racjonalnie podejść do tego zagadnienia, należy uważniej przyglądać się wszystkiemu, co kupujemy w sklepach.
Czytaj etykiety!
Część zapisów znajdujących się na etykietach produktów spożywczych może się wydawać niezrozumiała dla przeciętnego konsumenta. Niemniej jednak nie jest to usprawiedliwieniem, ponieważ w dzisiejszych czasach wszelkie informacje na temat oznakowania etykiet są wyszczególnione w sieci.
Dużym plusem jest fakt, że polskie prawo żywnościowe dokładnie precyzuje, co powinno znajdować się na etykietach produktów, dlatego z reguły są one rzetelnym nośnikiem informacji na temat składu produktu. Minusem, niestety, jest podawanie przez producentów jedynie informacji ściśle określonych prawem. Poza tym, producenci umiejętnie nazywają składniki produktów, by sprawiały one wrażenie „przystępnych” i zrozumiałych dla każdego.
Każdy konsument jest dziś świadomy tego, że najlepiej jest kupować produkty z jak najkrótszym składem. Biorąc pod uwagę, że do zrobienia biszkoptu potrzebne są jaja, mąka i cukier, długa lista składników na kupnym torcie powinna nam dać do myślenia – dodano tam mnóstwo polepszaczy tekstury, smaku, zapachu i koloru. Producenci wiedzą doskonale, że konsumenci starają się już wystrzegać produktów z etykietami zakodowanymi literkami E i numerami.
Zamiast tego używają pospolitej nazwy danego konserwantu czy polepszacza. Przykładowo, zamiast E110 producenci wpisują w składzie: żółcień pomarańczowa, co brzmi niewinnie, nawet jak na barwnik, który może powodować reakcje alergiczne u osób nadwrażliwych. E211 to benzoesan sodu, który powszechnie występuje w produktach konserwowych, dżemach i innych. W połączeniu z witaminą C może tworzyć rakotwórczy benzen!
Nie zawsze „eko” znaczy „lepiej”
Chcąc uniknąć sztucznych dodatków do żywności, staramy się wybierać produkty oznakowane jako „eko”. Nie jest to jednak gwarantem spożywania idealnie czystej i przynoszącej korzyści żywności. „Eko” (o ile mamy na myśli produkty z oryginalnym oznakowaniem unijnym na etykiecie) oznacza zwykle jedynie, że surowce użyte do produkcji danego wyrobu pochodzą z ekologicznego rolnictwa (lub hodowli). W procesie produkcji mogą one być jednak poddawane rozmaitym formom przetwarzania, w tym dodawania ulepszaczy i konserwantów.
Podsumowanie
Należy świadomie wybierać, co się wkłada do ust i zaczerpnąć choć trochę rzetelnej wiedzy na temat oznakowań produktów na etykietach. Nie wolno jednak popadać w skrajność – nie każde „E” to trucizna, bo wiele barwników czy konserwantów to substancje w 100% naturalne, zaklasyfikowane jako konserwanty i oznakowane odpowiednim numerem.
Nie każdy produkt „eko” czy „bio” będzie z kolei produktem wpływającym korzystnie na zdrowie. W większości przypadków będzie zaledwie szkodził nieco mniej, niż żywność konwencjonalna.
Chcesz wiedzieć więcej na temat chemii w żywności? Wejdź na naszą stronę: http://chemiawzywnosci.pl/.